Zgadzam się z Bladyhel, że najważniejsze jest normalne podejście do kwestii obrony koniecznej,
tzn. dotyczącej obywatela, który zrani/zabija bandytę, który włamał się do jego domu i chciał go zabić.
Uważam, ze prawo do obrony rodziny powinno być niepodważalne.
Tak naprawdę możesz zabić człowieka przedmiotami codziennego użytku, więc broń nie jest koniecznością.
Problemem są głupie przepisy - skoro on ci groził nożem, a ty go zastrzeliłeś, to przekroczyłeś granicę.
Nie sądzę, żeby człowiek w takim momencie był w stanie rzeczowo mysleć, albo np. iść do kuchni po nóż, skoro bandyta go nożem atakuje.
To jest naprawdę absurd.
Znam wielu łagodnych i szlachetnych mężczyzn, którzy w rozmowie przyznawali, że gdyby ktoś chciał zabić ich żonę lub dziecko, to nie wahaliby się ani chwili.

W ogóle w prawodawstwie amerykańskim Twoja prywatna posesja jest (w większości stanów) święta, w najbardziej liberalnym Teksasie jeśli ktoś na nią wkroczy (już nie mówiąc o wkroczeniu z bronią czy w celu kradzieży) możesz mu bez większych skrupułów odstrzelić łeb. O sytuacjach obrony rodziny nie wspominając, dla faceta nie istnieje wtedy coś takiego jak GRANICE obrony.